Ten film ma wszystko, co kocham w latach 80-tych.
Małe prowincjonalne amerykańskie miasteczko. Fabuła skupiająca się wokół grupy młodych ludzi. Fajne ciuchy, białe adidasy, niebieskie jeansy, czadowe kurtki. Obciachowy styl, ale jednocześnie bardzo pociągający. Małe dzieciaki jeżdżą na rowerach i chcą być jak starsi. Starsze dzieciaki są cool, bujają się po nocach starym samochodem, żłopią piwo i wracają późno do domu. Próbują załatwić trawkę, kłócą się z rodzicami, grają w gry arkadowe, spotykają się ze znajomymi. W tym filmie nawet seks uprawia się w śpiworze pod gołym niebem, a rano idzie prosto do szkoły. Beztroska w najlepszym znaczeniu tego słowa.
Fabuła bardzo przypomina inny obraz z tego samego roku "Stand by Me", niestety sławy może mu jedynie zazdrościć. Moim zdaniem niesłusznie zapomniany to film. Fenomenalnie zrealizowany, akcja rozgrywa się na przełomie jednego dnia i nocy, co sobie niezwykle cenię. Tajemnicza atmosfera doskonale uchwycona, realia lat 80-tych, nawet przebywanie w szkole nie jest nudne i sprawia, że chciałoby się do niej chodzić. Świetne zdjęcia, bohaterowie, młodzi aktorzy. Naprawdę ze świecą szukać czegoś, co tutaj nie gra.
Obciachowy styl? Chyba nie widziałaś stylu, który obowiązywał przez znaczną część poprzedniej dekady, gdy hippisi jeszcze funkcjonowali: dzwony, koraliki, buty na koturnach i długie włosy...