Szukając silnych stron filmu na myśl przychodzi mi jedynie niezły montaż oraz bardzo dobra ścieżka dźwiękowa; niestety, zarówno scenariusz, jak i obsada, które decydują o jakości filmu, prezentują się bardzo mizernie. Historia jest szyta grubymi nićmi, pełno w niej nielogicznych zdarzeń, intelektualnie i emocjonalnie oscyluje między naiwnym kinem familijnym, a pustą sieczką z gatunku "łupu cupu". Pod względem aktorskim w miarę przyzwoity poziom trzymają jedynie Mark Wahlberg i Andre Benjamin, na drugim biegunie umieściłbym kompletnie nieprzekonującego w roli surowego bandyty Chiwetela Ejiofora, Garretta Hedlunda jako najmłodszego z braci (nota bene nie rozumiem masy przychylnych komentarzy w wątkach pod jego adresem) oraz prowadzącego śledztwoTerrenca Howarda. Oczywiście nie mam nic przeciwko obejrzeniu od czasu do czasu filmu, którego fabuła ma po prostu bawić, być ekscytująca, zwalniając nas z jakiegokolwiek logicznego myślenia. W tym jednak wypadku bylejakość wykonania obrazu była aż nadto widoczna. 5/10, odradzam.